i360 po raz kolejny gości w Szkole Głównej Handlowej
Wywiad z osobą przedsiębiorczą przeprowadzony na potrzeby przedmiotu „Przedsiębiorczość” w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie
Ze specjalną dedykacją dla Pana dr. Tomasza Makaruka w podziękowaniu za inspirującą rozmowę.
Przeprowadzili: Katarzyna Choińska, Grzegorz Krawczyk
Dlaczego zdecydował się Pan na rozwijanie własnego biznesu i pracowanie przede wszystkim dla siebie? Jak narodził się pomysł działania w branży programów lojalnościowych?
Przez pierwsze 12 lat swojego życia zawodowego pracowałem dla dużych korporacji od Marsa przez Michelin. Jedynym źródłem dochodu była dla mnie wtedy pensja, od której czułem się mocno uzależniony, tak jak i od swoich szefów. Wiedziałem, że gdybym wyszedł przed szereg i zaczął zarabiać więcej to od razu zostałbym zwolniony. Dlatego też postanowiłem rozpocząć własny biznes, który pozwoliłby mi samodzielnie rozwijając firmę i dążyć do wzrostu jej wartości.
Zrozumiałem, że największe pieniądze są ukryte za spółką i jej wartością dla akcjonariuszy, a nie tylko w pensji, która jest niewielkim odsetkiem przychodów firmy. Chciałem stworzyć własną firmę i markę, zwiększyć znacząco jej wartość, a później sprzedać ją, by móc spokojnie przejść na emeryturę.
Dlaczego programy lojalnościowe? Tu Was zaskoczę – z przypadku. Postanowiłem, że będę robił to, na czym znam się najlepiej. W poprzednich pracach skupialiśmy się na zintegrowanej komunikacji marketingowej, dlatego to postanowiłem wykorzystać i szeroko rozwinąć we własnej firmie. Połączenie merchadisingu, akcji promocyjnych i promocja sprzedaży okazały się być strzałem w dziesiątkę przy rosnących akcjach promocyjnych i coraz większej ilości point of sales. Obserwowaliśmy wnikliwie rynek i odpowiadaliśmy na jego potrzeby poprzez rozwijanie akcji marketingowych, które stawały się coraz bardziej popularne i modne.
Pański życiorys zawodowy jest imponujący. Co Pana napędza do działania?
Do działania napędza mnie liczba pieniędzy, które chciałbym zarobić. Dawno temu przeczytałem książkę „The Number” która znacząco zmieniła moje życie. Sugerowano w niej, żeby wybrać sobie ilość pieniędzy, które chcemy zarobić w swoim życiu, a później konsekwentnie dążyć do ich osiągnięcia. Właśnie ta liczba wciąż napędza mnie do działania i daje siłę do pokonywania kolejnych wyzwań.
Jaka jest według Pana recepta na sukces rynkowy własnej firmy?
Przede wszystkim jest nią jasno określona strategia firmy i zarysowanie jej działalności. Moją maksymą jest: „plan the work, and work the plan”, czyli zawsze staram się zaplanować pracę, a następnie ją realizować. W tym planie trzeba określić dokładnie, czego chcemy dla naszej firmy i w jaki sposób chcemy to osiągnąć. Trzeba wyznaczyć długoterminowe cele, a te bardziej krótkoterminowe, które mają nam pokazać jak je osiągać.
Teoretyczna wiedza zdobyta na uczelni częściowo ułatwiła mi sukces, jednak w pierwszych latach zatrudnienia nie przydała się znacząco. Wielu rzeczy musiałem uczyć się od zera. Praca w korporacjach pozwoliła mi nauczyć się za czyjeś pieniądze rzeczy, o których w przeciwnym razie nigdy bym się nie dowiedział. W korporacji porażki bolą ambicjonalnie, ale prawdą jest, że popełniane są za pieniądze firmy, więc nie narażamy się na utratę własnego majątku.
Trzeba powiedzieć sobie jasno, że w biznesie najważniejszy jest dobry pomysł. Pieniądze na jego realizację zawsze się znajdą, jeśli jest to przełomowy koncept. Problemem jednak wciąż pozostaje brak świetnych pomysłów i ich niedobór na rynku. Ważne też są innowacje, ponieważ można odnieść wrażenie, że wszystko już kiedyś było i wszystko zostało już wymyślone, jednak trzeba otworzyć szerzej umysł i poszukać nowych dróg na jego wykorzystanie.
Poza olbrzymi sukcesami na polu zawodowym jest Pan także szczęśliwym mężem i ojcem. W jaki sposób udaje się Panu pogodzić pracę z życiem rodzinnym?
Muszę przyznać się zupełnie szczerze, że przez lata pracy w korporacji byłem strasznym mężem i ojcem. Potrafiłem tam pracować po 14 godzin na dobę, a później nie miałem w ogóle czasu dla rodziny. Doszło do takiego absurdu, że sprawdzałem w kalendarzu czy uda mi się znaleźć dla nich czas między innymi spotkaniami biznesowymi. Jednak odkąd posiadam własną firmę mam zdecydowanie więcej czasu dla bliskich.
Mówi się, że własny biznes to praca 24h na dobę, jednak teraz mogę sobie dowolnie ustawiać priorytety. Jeśli mój syn ma wystąpienie w szkole i chce żebym przyjechał to w każdej chwili jestem gotów to uczynić. Oczywiście czasem zdarza się, że kiedy oni idą spać ja wracam do firmy przygotować jakieś dane, bądź przemyśleć pewne sprawy. Jednak nie pracuje już po 14h na dobę i staram się zostawiać laptopa w firmie. To takie moje rozdzielenie świata biznesu i rodzinnego, że mieć na ten drugi więcej czasu.
Jaką radę/wskazówkę udzieliłby Pan osobom, które planują założyć własną firmę? Czego powinni się obawiać, z czym powinni się liczyć?
Przede wszystkim, aby założyć własną firmę trzeba mieć dobry pomysł. Tak jak wspomniałem wcześniej pieniądze na pewno się znajdą na dobrze opracowane rozwiązania, ale w dzisiejszych czasach żyjemy z niedoborem dobrych i przełomowych konceptów. Jest wiele spółek, które posiadają ogromne środki finansowe i wręcz czekają na okazję zainwestowania tego kapitału.
Ważne jest by zakładając biznes przemyśleć dokładnie sprawy związane z majątkiem i wspólnikami. Dobrze skonstruowana umowa oszczędzi nam wielu nieprzyjemności w przyszłości, gdy okaże się, że wizje wspólników zaczynają się rozmijać. Jeśli każdy z nich będzie chciał pójść w inną stronę, najlepszy rozwiązaniem dla firmy jest rozdzielenie się i pozwolenie, aby każdy poszedł w swoją stronę. Wybierając kompromis i obierając drogę „pośrodku” nigdy nie uda się osiągnąć sukcesu.
Gdy nie mamy zbyt dużych środków na początku warto rozważyć pracę w korporacji, która poza doświadczeniem dostarczy wiedzy o gospodarce rynkowej i błędach, których należy unikać na przyszłość we własnej firmie. Należy też liczyć się ze stratami na początku działalności firmy. Każda firma prowadzona zgodnie z prawem będzie potrzebowała przynajmniej kilku miesięcy na wyjście ponad kreskę.
To normalne, dlatego trzeba poszukać inwestora lub innych źródeł finansowania i przede wszystkim dobrze planować. Ja w swoim życiu nie widziałem jeszcze spółki, która by bankrutowała przez straty na początku działalności. Wszystkie spółki, które poległy zrobiły to głównie poprzez złe planowanie i braki środków pieniężnych na rachunkach do pokrywania kosztów działalności, wynajmu czy wynagrodzeń.
I ostatnie pytanie: Czy osoba, która już tyle osiągnęła w życiu ma jeszcze jakieś marzenia? 🙂
Moje marzenia związane są z jednej strony z osiągnięciem tej magicznej liczby, którą chciałbym zarobić w życiu i sprzedanie biznesu za dobrą cenę, która uwzględniałaby ogrom pracy, jaki w nią włożyłem. Z drugiej jednak strony, moje największe marzenia to rozwijać własną fundację i zajmować się pro bono jej sprawami. Od 8 lat interesuję się poważnie neonatologią, czyli nauką o dzieciach urodzonych przed 8 miesiącem ciąży – czyli o wcześniakach.
To zainteresowanie wzięło się z faktu, że mój młodszy syn urodził się w 29. tygodniu ciąży i musieliśmy z żoną wiele przejść, żeby zadbać o jego zdrowie. Chciałbym zajmować się rozwojem fundacji i docelowo spowodować, żeby już żaden z rodziców nie musiał przechodzić tej męczarni, która towarzyszy narodzinom wcześniaka.
Dziękujemy Panu za bardzo inspirującą rozmowę. Myślimy, że wybór Pana na bohatera naszego wywiadu był absolutnie bezbłędny.
Dziękuję. Jest mi bardzo miło, że mnie wybraliście i cieszę się, że mogłem pomóc.
0